piątek, 11 listopada 2016

Rozdział 4



Obudziłam się z własnej woli, już nikt mnie nie budził, powoli odkleiłam się od siatkarza i spojrzałam na elektroniczny zegarek na blacie.
-Cholera.- Mruknęłam, gdy zobaczyłam, która jest godzina.
-Lee, staruchu. Wstawaj. -Starałam się nim potrząsnąć, ale efekty były takie jak zawsze. Marne.- W sumie śpij sobie, na co ty mi teraz.- Dodałam po polsku i sama wstałam z łóżka. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, umyłam zęby i poszłam do kuchni. Musiałam zrobić jakiś obiad.
-Babciu, co chcesz na obiad?- Krzyknęłam.
-Wszystko mi jedno.
-Dziadku, a ty masz jakieś życzenia?- Zawołałam.
-Nie chcę tego co Baśka.-Odpowiedział tylko i wrócił do czytania gazety w  ich części domu.
Kochana rodzina, zawsze ułatwia zadanie. Zaczęłam wyjmować to co miałam na środek blatu w kuchni. Stwierdziłam, że zrobię jakiś makaron z warzywami i mięsem oraz zupę krem z brokułów. Gdy zrobiłam już sos i blendowałam warzywa na krem do kuchni przyszedł David w samych bokserkach.
- Czemu mnie nie obudziłaś rybko?
-Budziłam, ale potem stwierdziłam, że i tak jesteś mi teraz nie potrzebny, więc dałam sobie spokój.- Powiedziałam.-Wiesz starsi ludzie potrzebują więcej snu.-Wytknęłam mu język.
 -To ciekawe, dlaczego jak ciągle Cię budzę jest zostaw mnie śpię, daj spokój.
-Bo leniwe osoby też lubią spać. Dlatego możemy być ze sobą panie siatkarzu. Niby tyle nas dzieli, ale tyle nas łączy.- Puściłam mu oczko.
-Też mi się tak wydaję przyszła pani Lee.- Powiedział oplatając mnie w pasie rękoma i stojąc za mną.
-Utrudniasz mi gotowanie, zresztą ja do końca nie wiem co zrobię z Twoim nazwiskiem.
-Że co? Nadal nie zmieniłaś zdania?
-To nie tak po prostu nie chce, żeby czytając dokumenty ludzie brali mnie za Azjatkę.
-W Ameryce dużo osób, które nie mają pochodzenia azjatyckiego żyje o takim nazwisku.
-Ale my jesteśmy w Polsce.
-Co ty się tak uparłaś na nieprzyjęcie mojego nazwiska?
-A czemu ty chcesz mi je na siłę dawać?- Zapytałam.
-Bo przy ślubie to całkiem normalne, Rybo.
-To może po myślniku?- Zapytałam.
-A jak będziesz się nazywać? Amanda Gandar-Lee? Amanda Lee-Gandar? Dla mnie najładniej brzmi po prostu Amanda Lee, ale zaakceptuje twoje dziwne zachcianki nazwiskowe. Oprócz tego, że całkiem zostaniesz przy swoim nazwisku.
-Dobrze, ale jak chcesz coś dzisiaj zjeść to odejdź.
-Chcę, bo jest 15. Muszę zacząć chodzić na siłownie, kupić samochód, bo na razie tylko twoi rodzice pożyczyli nam jeden.
-Spokojnie. Zdążymy wszystko zrobić. Jak chcesz mogę zacząć biegać z Tobą rano. Nawet dobrze mi to zrobi, bo wiesz sukienka i te sprawy.
-A będziesz w stanie wstawać rano?- Zapytał jedząc marchewkę na drugim końcu kuchni.
-Tak. Bez problemu.
-Bez problemu.-Zaśmiał się.- Ok, zobaczymy.
-Trzeba stworzyć listę rzeczy, które musimy zrobić i uporządkować je pod względem ważności. Mniej więcej.
-Tak jest szefowo. David zostało Ci w Polsce 2 i pół tygodnia później przylecisz do polski na kilka dni przed ślubem. Więc jeśli chcesz, żebym nosiła to nazwisko to też musisz sprężyć dupsko.-Powiedziałam, a on przestał jeść marchewkę, przełknął to co miał w buzi i ruszył do wyjścia.
-Poszukam kartki i długopisu.-Rzucił tylko i poszedł na górę.
Chwilę później zszedł ze swoją zdobyczą, a ja rozkładałam na stole talerze.
-To od czego zaczynamy? - Zapytał.
-Od dwóch karnetów na siłownie, szukania miejsca na ślub i wesele, samochodu....-Zaczęliśmy na zmianę wymieniać.
-Dobra. Skończymy po obiedzie. Zawołam dziadków.- Powiedziałam kładąc jedzenie na stół.
Po paru minutach dziadkowie siedzieli z nami przy stole i tłumaczyłam im wszystko co mówi do mnie David albo ja do niego lub co oni chcieli powiedzieć, bo bardzo im na tym zależało.
-Złotko, a co to za kartka?- Zapytała babcia patrząc na kartkę leżącą przy łokciu środkowego.
-Lista rzeczy, które musimy zrobić przed ślubem.
-Matulu nazareńska, a Wam nie przeszło z tym ślubem? Czy ja Cię dziecko nadal muszę uczyć podstawowych rzeczy?
-Ale o co chodzi? -Zapytałam.
-A co miałaś na koniec liceum z biologii?
-5, a co?- Powiedziałam i przetłumaczyłam wszystko Davidowi.
-To nie zasługiwałaś na tę ocenę. Czy ty wiesz co się stanie jak blond zmiesza się z ciemnym kolorem? Typu brąz? Taki jak ma ten twój kochaś. Otóż odpowiem Ci panienko. Rudy wyjdzie, a w tym domu rudy to może być kot Burek.
-Ale przestań Baśka. Dramatyzujesz. Jak będzie dziewczynka to będzie śliczniutka. Ja ostatnio taką rudziutką widziałem w gazetce. Kiedyś też wyglądałaś jak te dziewczyny. Co się z Tobą stało, kobieto?- Zapytał, a ja wszystko tłumaczyłam Davidowi, którego dziś widocznie nie opuszczał dobry nastrój, bo wybuch śmiechem i ledwo co utrzymywał się na krześle.
Za co później przeprosił, ale u babci jeszcze jednego minusa dostał.
Siedzieliśmy tak przy stole rozmawiając gdy mojego narzeczonego nagle olśniło.
-Rybo ,a co z garniturem czy tam smokingiem?
-Możemy pojechać jakiś wybrać jak wrócisz już z igrzysk, albo przed.
-Lepiej po, bo moja waga będzie jeszcze skakać. -Szybko przetłumaczyłam to co mówiliśmy dziadkom.
-Ty lepiej powiedz temu grubasowi, żeby się porządnie odchudził przed tym ślubem, a nie on tak całkiem zadowolony mówi, że waga mu będzie skakać.- Powiedziała babcia, a ja się prawie oplułam.
-Babcia sądzi, że twoja waga nie powinna już skakać, a wręcz powinieneś trochę zrzucić przed ślubem.
-Przecież...
-Wiem, po prostu się uśmiechnij i przytaknij na znak, że zrozumiałeś i to zrobisz. Za 3 dni nie będzie o tym w ogóle pamiętać, a my zaoszczędzimy sobie kłótni.- Powiedziałam, a on zrobił to co kazałam. 
___________
Lubię tę końcówkę no lubię :P 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz